top of page
Zdjęcie autoraSebastian Kostański

Wyżyna Krakowsko-Częstochowska

Wyżyna Krakowsko-Częstochowska.

Na Jurę pojechaliśmy w odwiedziny do Hofmana ;) "Serdeczne pozdrowienia".

Spotkanie odbyło się w urokliwym miejscu niedaleko Ośrodka Szkoleniowego Survivaltech'u.

W odwiedziny przybyła sama śmietanka Bushcraftowego świata, między innymi Tomasz Foryś reprezentujący grupę Outrider oraz Bushcraft Poland. Spędziliśmy na Jurze niezapomniane chwile.

Nie będę wchodzić w szczegóły wspólnego biesiadowania, obejrzyjcie powyższy film i uruchomcie wyobraźnię, a poczujecie się jakbyście byli tam z nami.

 

Poranek.

Zerwaliśmy się z hamaków skoro świt. Szybki leśny prysznic, śniadanie w postaci jajecznicy z 30 jaj, machnięcie ręką do śpiących jeszcze innych drużyn i w drogę. Obraliśmy kierunek północny na Sokole Góry.

Szybkie zwiedzanie znalezionych jaskiń, poskakaliśmy też trochę po pagórkach, zrobiliśmy rozeznanie w leśnym terenie. Nasz marsz zakończył się w ruinach zamku, w tym miejscu znów przerwę i przewinę akcję do miejsca gdzie zachodzące słońce zaczęło wyzwalać w nas chęć przygody.

 

Nocna Przygoda

Przy ruinach zamku zaczekaliśmy, aż ciemność zaleje całkowicie piękny obraz jaki mieliśmy przed oczami. Schowaliśmy latarki głęboko w plecaki, kompasy i telefony tak samo. Ruszyliśmy przed siebie. Naszym celem był obóz i rzeczy jakie w nim zostawiliśmy. Ciemność długo nam nie doskwierała ponieważ oczy po pewnym czasie przyzwyczaiły się do wszechobecnej czerni. Mniej więcej rozpoznawaliśmy drogę jaką szliśmy wczesnym rankiem. Dochodząc do Góry Białko, zwanej potocznie Małym Giewontem ;) dotarł do naszych uszu hałas, w tym miejscu załączył się w naszych głowach zew natury, uruchomiły się systemy obronno taktyczne, żywcem wyjęte z Zielonej Taktyki. Czołgając się przez jakieś 100 m podeszliśmy do ostatniego wzniesienia od zachodniej strony, jakie dzieli turystów przed zdobyciem wierzchołka góry. Hałas przerodził się w głosy ludzi, słowa nie były rozpoznawalne, nasze nozdrza poczuły zapach pieczonych ziemniaków w ognisku. Przypomnę, że nie używaliśmy latarek a porozumiewaliśmy się tylko i wyłącznie za pomocą gestów niewerbalnych. Zadaliśmy sobie pytanie - "Kto rozpalił ognisko i piecze ziemniaki na Białce?" Postanowiliśmy niesfornych turystów trochę naprawić i pokazać, że nigdy nie mogą czuć się sami ;)

Podeszliśmy jeszcze bliżej szczytu góry, wyjęliśmy z plecaków latarki, rozstawiliśmy się w większych odstępach niż przystoi to w patrolu z Zielonej Taktyki. Leżąc na ziemi w bezruchu około 30 minut nadszedł czas na atak. Niesforni turyści skończyli jeść ziemniaki i ruszyli w drogę, gdy w świetle księżyca zobaczyliśmy postury ludzi zapaliliśmy latarki, trochę nimi powymachiwaliśmy aby narobić szumu świetlnego. Trwało to może z 5 sekund. Po tym czasie zgasiliśmy latarki i wycofaliśmy się w stronę lasu. Widzieliśmy, że zasialiśmy małą panikę w śród nieostrożnych turystów ;) pewnie więcej nie będą łamać przepisów i brudzić w chronionym prawem terenie.

Nasza przygoda nie zakończyła się na samej akcji "Mały Giewont w Stroboskopie". Udaliśmy się do lasu nadal nie używając źródeł światła, wkręceni w akcję, ćwicząc techniki zielonej taktyki w ciemnościach po około 3 godzinach dotarliśmy do obozu. Nie będę opisywać dokładnie co wyprawialiśmy w lesie ale było równie ciekawie co na Akcji Stroboskop ;)

29 wyświetleń0 komentarzy
Post: Blog2_Post
bottom of page